Wracam do Polski. Po trzech latach
tułanie się po świecie wracam do ojczyzny. Za dwa tygodnie mam stanąć na
ślubnym kobiercu z kobietą, którą wybrali mi rodzice. Niby to wszystko zrobili
z troski o mnie, ale nie wzięli w ogóle pod uwagę faktu, że Judyty nie kocham.
Kocham za to nasze nienarodzone dziecko, noszone przez szatynkę pod sercem.
Znajduję się beznadziejnym położeniu, ale biorę na klatę odpowiedzialność za
swoje czyny.
-Kubi!- słyszę wrzask bliskich mich
osób. To Bartmanowie zgodzili się odebrać mnie z lotniska. Czy będę kiedyś tak
szczęśliwy jak oni? Jasne, że nie. Podchodzę do przyjaciół i całuję Żanetkę w
policzek, a ze Zbyszkiem ściskamy sobie dłonie. Brakowało mi ich przez ostatnie
miesiące. Przyjaciel wziął ślub 6 miesięcy temu, a od przyszłego sezonu mają
mieszkać w Żorach. My z Judytą też mamy tam mieszkać po ślubie.
-Podjąłeś decyzję?- Zbyszek nadal ma
nadzieję, że nie dojdzie do naszego ślubu. Uważa, że tym sposobem zmarnuje
sobie życie z kobietą, której nie kocham.
-Nie zrezygnuję ze ślubu, nie zrobię
tego mojemu dziecku.-rzucam pewnie, choć w środku cały krzyczę, że jestem tego
samego zdania co on. Żaneta wie, że ta rozmowa nie ma sensu, dlatego chwyta
mnie pod rękę i słodko się uśmiecha.
-Zapraszam was panowie na obiad.-
temat niby skończony, ale nie dla i mnie i Zbyszka. Kątem oka widzę, że coś
kombinuje. Znam go przecież już tyle lat.
-A gdybym ci powiedział, że Blanka
jest w Warszawie?- prostuję się w momencie, kiedy jego usta wypowiadają to
imię. Miał już tego nie robić, miał dać mi zapomnieć.
-Nie zaczynaj Zbyszek. Za dwa tygodnie
będę mężem Judki i to i się teraz liczy.- silę się na jakąś czułość w głosie
wypowiadając imię narzeczonej, ale oni wiedzą, że udaje. Udaje od trzech lat…
Wakacje spędzone u dziadków na wsi to
coś o czym marzę przez cały rok. Siadam nad brzegiem dziadkowego stawu i czekam
na Blankę. Kocham brunetkę do granic możliwości. Jej lekki uśmiech, brązowe
tęczówki za szkłami okularów. Pod tym względem jesteśmy do siebie podobni, bo i
mój wzrok pozostawia wiele do życzenia. Dobrani idealnie jesteśmy nie tylko w
kwestii wady wzroku. Wpatruję się w blask zachodzącego słońca i czuję drobną
dłoń na swoim policzku. Odwracam się i wiem, że to ona. Jest smutna. Wstaję i
muskam jej policzek. Chcę zasmakować pełnych ust, ale odwraca głowę.
-Blanka kochanie…- tak, na początku
tego roku związałem się z Oktawiak. Nasz związek dzieli 90 km, jeszcze do
niedawna szkoła i opinia moich rodziców. Twierdzą, że Blanka to nieodpowiednia
dziewczyna dla mnie. Nie słucham tego i uparcie chce pokazać światu, że
mi na niej zależy.
-Musimy porozmawiać przed twoim
wyjazdem…- jutro wracam do Wałcza. Nie chcę, ale muszę. Najchętniej zabrałbym
ją z Piastowa i wziął do siebie. Niestety, Blanka od października zaczyna
studia, a ja sezon w nowym, jeszcze nie do końca wybranym klubie.
-Mam ci coś o wiele przyjemniejszego
do zapracowania…- chwytam jej rękę i sadzam na trawie. Widząc jej twarz skąpaną
w ostatnich promieniach dzisiejszego słońca uśmiecham się delikatnie. Zrywam
jakiś polny kwiat i delikatnie jego płatkiem dotykam jej twarzy. Po chwili w
ślad za płatkami idą moje usta. Zjeżdżam coraz niżej i niżej, na swojej drodze
napotykając niepotrzebne wdzianko.
-Misiek…- słyszę ciche pomrukiwanie,
kiedy moja dłoń wędruje na jej plecy, a druga baruje się z guzikami blankowego
swetra. Czy polana to dobre miejsce na seks? Nie wiem, ale od tego teraz już
nie ma odwrotu. Pośpiesznie zdejmuję swoją bluzę i razem ze swetrem Blanki układam
coś na kształt koca. Sierpniowe wieczory już witają rosą. Kiedy widzę jej pełne
pożądania oczy wiem, że mimo wszystko aura nie ma znaczenia. Liczymy się tylko
my…
Zamówiony obiad mam przed nosem, ale
nie mam ochoty go konsumować. Grzebię w ziemniakach, czując na sobie wzrok
przejętych moim stanem przyjaciół.
-Michał, masz jeszcze czas…- czas na
co? Na wspomnienia?
Siedzimy na dworcu kolejowym w
pobliskim miasteczku. Blanka zgodziła się pojechać do mnie na kilka dni. Nie
mówiła dużo. Po prostu powiedziała „tak”, kiedy jej to proponowałem.
-Ciekawe co powiedzą twoi rodzice.-
też o tym nieustannie myślę, choć nie daję nic po sobie poznać. Instynktownie
kładę dłoń na jej dłoni. W informacji zapowiadają nasz pociąg. Chwyta swoją
walizkę i torbę Blanki. Wchodzimy do przedziału i zajmujemy miejsce. Podróż
daleka, ale nie martwię się tym. Siadam wygodnie, a Blanka kładzie swoją głowę
na moim ramieniu. Splatamy swoje dłonie i mamy nadzieję, że wszystko się ułoży.
Wychodzimy z restauracji. Zajmuję
miejsce na tylnym siedzeniu i siłą własnej woli nie chcę przypominać sobie o
tym przeklętym dniu, w którym straciłem Blankę…
Jest gorzej niż myślałem. Jesteśmy tu
drugi dzień i nie ma dosłownie chwili, by mama albo tata nie rzucali w kierunku
Blanki uszczypliwymi uwagami. Brunetka płacze po kątach, a ja staram się ją
pocieszyć.
-Kochanie ja tak wcale nie myślę.
Wiesz przecież, że dla mnie nie ma znaczenia skąd pochodzisz i czym zajmują się
twoi rodzice.- nie widzę problemu w tym, że państwo Oktawiak pracują we własnym
gospodarstwie rolnym. Podziwiam ich za to jak wielką pracę w to wkładają i jak
świetnie sobie radzą.
-Michał twoi rodzice nigdy mnie nie
zaakceptują.- tuli się do mnie tak mocno, jakby chciała mnie pożegnać. Nie
możemy się poddać.
-To uciekniemy. Wybiorę ofertę z
Włoch. Nikt nas nie będzie znał i oceniał.- uśmiecha się nikle. Chyba nie
wierzy w to, że mogłoby nam się udać.
-Pamiętaj, że zawsze będę cię kochać.-
składa na moich ustach pocałunek, potem wstaje i idzie do łazienki. Puszcza
wodę, ale i tak słyszę jej płacz. Kolejna rozmowa z rodzicami nie wiele zmieni.
Sam muszę podjąć jakieś działania…
Podwożą mnie pod mieszkanie Judyty. Na
pół przytomny od bolących wspomnień, wysiadam z samochodu i idę do narzeczonej.
Przyjaciołom macham na dowidzenia. Nie weszli do środka, bo Żaneta słabiej się
poczuła. Mały Bartman daje się we znaki. Zanim przekraczam próg mieszkania
Matysiaków, siadam na schodach i pozwalam już ostatniej fali wspomnieć odbić
się echem w mojej głowie.
Przetarłem zaspane oczy i głośno się
przeciągnąłem. Byłem wyspany, więc godzina musiała być późna. Spojrzałem na
nocną szafkę, gdzie stoi oprawca imieniem Budzik. Zdziwiony zamiast budzika,
dostrzegam białą kartkę, zapisaną dobrze znanym mi pismem. Chwyciłem ją i
głośno zacząłem czytać:
Michaś!
Zachowałam się jak twórz, uciekłam od
Ciebie. Nie chcę byś przeze mnie kłócił się z rodzicami. Powiedz im, że nigdy
wiejska, prosta dziewucha nie zbliży się do ich syna. Myślałam o tym od dawna…
Wtedy nad stawem chciałam Ci o tym powiedzieć, ale nie starczyło mi odwagi.
Zmieniłam uczelnię, dlatego nie szukaj mnie w Warszawie. Nigdzie mnie nie
szukaj, bo nam nie pisane jest życie razem.
Zrób wielką karierę i razem ze
Zbyszkiem podbijajcie świat. Jestem pewna, że znajdziesz kobietę, która będzie
na ciebie zasługiwać.
Wybacz i
zapomnij o mnie…
Blanka
List ten znam na pamięć. Nie spełniłem
żadnej z próśb w nim zawartym. Szukałem jej, nie zrobiłem jak do tej pory
oszałamiającej kariery, nie znalazłem właściwej kobiety, nie zapomniałem i nie
wybaczyłem. Nie wybaczyłem sobie, jej i moim rodzicom. Utrzymuję z nimi
kontakt, ale nie zapomniałem jak potraktowali Blankę. Otrząsnąłem się i
zapukałem do mahoniowych drzwi. Otworzyła mi przyszła teściowa. Udaję, że
cieszę się na jej widok.
-Judyta u siebie?- kiwa głową, ale
zastawia mi drogę i nie pozwala wejść do pokoju.
-Nie możesz do niej iść. Judka mierzy
właśnie suknię ślubną po ostatnich poprawkach. Przed ślubem nie możesz jej
zobaczyć!- przesąd, który ma zapewnić nam szczęście. Niech w to wierzą. Może i
ja nauczę się tej iluzji…
~*~
Można powiedzieć, że nareszcie się tu
pojawiłam. Będę tu gościć przez 10 części. Czy będzie epilog to nie wiem, będę
informować na bieżąco. Teraz zostawiam Was z tym co powyżej i liczę na opinie.
Zachęcam też do zajrzenie do zakładki Bohaterowie. Porwałam się na niezłą bandą
siatkarzy, ale głównymi bohaterowie to Blanka i Michał. Zarys historii powstał
już rok temu, ale trochę mi czasu zajęło zanim dotarłam do szczęśliwego końca.
Czy koniec tej historii będzie szczęśliwy to zabaczy w czerwcu/lipcu :)
Pozdrawiam i do napisania za dwa
tygodnie :***