wtorek, 19 marca 2013

3...


Wolne dni spędzasz we Wrocławiu i zastanawiasz się, jak pomóc przyjacielowi. Zresztą, nie ty jeden. O tym samym myśli pewnie Zbyszek w Warszawie i Piotrek w Żyrardowie.
-Bartek, pozwól na chwilę.- twoja dziewczyna prosi cię do sypialni. Zastajesz ją w dziwnych okolicznościach. Siedzi na skraju łóżka i trzyma coś w dłoniach. Siadasz obok i czekasz na rozwój wydarzeń.
-Anulka co jest?- wiesz, że lubi gdy tak do niej mówisz.
-Jestem w ciąży Bartek.- powoli przetrawiasz każde jej słowo. „Jestem w ciąży Bartek” brzmi o wiele lepiej niż „Bartek Kurek gwiazdą polskiej siatkówki”. W tym momencie przestajesz się liczyć ty i siatkówka. Liczy się tylko ona.
-Ania naprawdę?- kiedy kiwa głową, wstajesz z łóżka i bierzesz ją w ramiona. Jesteś najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, bo kobieta którą kochasz ponad życie, spodziewa się dziecka.
-Będę ojcem!- słyszę cię pewnie pół bloku, ale nie zważasz na to.
-Ja to jestem zawodnik. Zdobyłem mistrzostwo Polski, dostałem powołanie do reprezentacji, ale najważniejsze zrobiłem kilka tygodni wcześniej, spłodziłem syna.- dumnie wypinasz pierś.
-Bartuś skąd masz pewność, że to syn?- tulisz ją do siebie z uśmiechem na ustach.
-Kochanie… My Kurkowie zawsze zaczynamy od syna. A poza tym miałbym być gorszy od Zibiego?- zdajesz sobie sprawę, że w waszej paczce panuje jakieś „baby boom”.
-A to Kubi jest gorszy bo będzie miał córkę?- Michał… Jedyny szczęśliwy-nieszczęśliwy w waszym gronie. Ty, Zibi czy Piotrek, który być może także ulegnie panującym tendencjom wśród was, jesteście z kobietami swojego życia, a on jest z kobietą, która miała być przerywnikiem w jego życiu.
-Kubi to będzie miał już drugą córkę. Patrząc na Michasię dochodzę do wniosku, że sztukę płodzenia córek opanował do perfekcji.- też wiesz, że Michalina jest córką Kubiaka. Na prośbę Blanki nauczyłeś się kłamać. Tyle razy miałeś ochotę powiedzieć przyjacielowi prawdę, ale smutny wzrok Oktawiak brał nad tobą górę.
-Trzeba namówić Blankę, by wyznała prawdę Michałowi.- to tylko tak prosto brzmi. Tylko brzmi.

~*~

Stoję samochodem pod gmachem szpitala już dobrą godzinę i wpatruję się w budynek, w którym być może jest i ona. Próbowałem się czegoś dowiedzieć od przyszłego teścia, ale ten zasłaniał się tajemnicą lekarską. Zostało mi działanie na własną rękę. Wyszedłem z samochodu i stanąłem przed głównym wejściem. OK., spotkam ją, ale co jej powiem? Że minęły trzy lata, a ja wciąż o niej myślę? Jaki to ma w ogóle sens w naszej sytuacji. Za niecałe dwa tygodnie biorę ślub, a Blanka ma dziecko i zapewne męża. Może to spotkanie pozwoli uwolnić mi się od przeszłości i wspomnieć? Zobaczę mężczyzną u jej boku i pojmę, że jest szczęśliwa beze mnie? Może wtedy łatwiej przyjdzie mi żyć u boku Judyty. Biorę pokaźny oddech i wchodzę do szpitala. Trafiam bez problemu na właściwy oddział. Robię kilka kroków i z łatwością stwierdzam, że to piętro powinno zostać nazwane „piętrem nieszczęścia”. Przez szyby widzę cierpienie. Jedno, wielkie cierpienie wymalowane na dziesiątkach dziecięcych twarzy. Teraz wiem o czym często mówi Matysiak w domu. Właśnie pojawił się na korytarzu.
-Michał?- jest zdziwiony, ja nie mniej. Co mu powiem? Jak wytłumaczę swoją obecność?
-Szukałem pana.- wiem, że mi nie wierzy. Wskazuje na krzesła, na których oboje siadamy.
-Powiedz kogo szukasz, to może w jakiś sposób ci pomogę. Na tyle, na ile będę potrafił i na tyle, na ile pozwoli mi lekarska etyka.- zapewne skorzystałbym z sytuacji gdyby nie fakt, że to ojciec Judyty.
-Judka się o niczym nie dowie, obiecuję.- nigdy nie dał powodów do tego, bym mu nie ufał, więc może zaryzykuję?
-Czy tu leży dziecko Blanki Oktawiak?- widzę jak szeroko otwiera oczy, a ja w tym momencie przypominam sobie naszą rozmowę przy śniadaniu. Beznadziejny przypadek, małe szanse na wyleczenie bez natychmiastowego przeszczepu szpiku kostnego, matka z problemami serca i ojciec nieuczestniczący w życia dziecka… To znaczy, że brunetka jest z tym wszystkim sama?!
-Znasz ją?- bardzo dobrze.
-Tak, to moja… znajoma.- wolę uniknąć zbędnych tłumaczyć i opowiadania o niezbyt szczęśliwej dla nas przeszłości.
-Michalinka leży na sali numer 32. Michał jeśli znasz Blankę to przekonaj ją, by spróbowała się skontaktować z ojcem małej.- serce przyspieszyło kroku. Michalinka? Nie rozumiem czemu dała tak na imię swojej córce. Z sentymentu do mnie? Już nic nie rozumiem, ale idę we wskazane miejsce. Ciężko mi patrzeć na te wszystkie chore dzieci, ale apogeum wzruszenia osiągam w momencie, gdy przez szybę dostrzegam pacjentkę spod sali 32. Patrzę przez szybę na małą istotkę, podłączoną do aparatury i walczącą o życie. U boku łóżka siedzi ona. Głaszcze małą po główce, a drugą ręką ociera łzy. Czuję, że moje nogi zapuścił korzenie. Nie jestem w stanie zrobić żadnego kroku. Opieram się o szybę i patrzę na ogrom jej cierpienia. Ich cierpienia. Chwytam klamkę, ale nie mam w sobie tyle odwagi, by tam wejść. W zasmuconej twarzy Blanki nie dostrzegam kobiety, którą kochałem. Kocham nadal, ale już zupełnie kogoś innego. Kocham brunetkę, która straciła radość życia i swój czarujący uśmiech. Naciskam w końcu tą cholerną klamkę. Ona odwraca twarz, jest przerażona.
-Blanka…
-Michał...- słowa grzęzną mi w gardle, kiedy jej łamiący głos dochodzi moich uszu. Podchodzę bliżej, spoglądam na bladą twarz dziewczynki. Widzę grymas i niepokój, choć śpi otulona ramionami Morfeusza.
-Mogę?- chcę podejść jeszcze bliżej. Blanka nie protestuje. Jestem tak blisko, na wyciągnięcie ręki mam jej buźkę. Nie wiem dlaczego jej ojciec nie może jej pomóc, ale ja jestem gotów to zrobić. Nie znając konsekwencji jakie niesie za sobą pobranie szpiku kostnego chcę pomóc. Nie zwracam uwagi na przeszłość, bo to nie ma znaczenia w obliczu toczącej się walki o życie Michaliny.
-Myślisz, że ja mógłbym być dawcą dla niej?- dotykamy jej czółka w tym samym momencie. Czuję chłód ciała małej, ale i ciepło dłoni Blanki. Zabiera ją natychmiastowo.
-Nie możesz tego zrobić. Masz rodzinę i nie możesz się narażać.- pobranie szpiku kostnego jest aż tak inwazyjne? Nie wiem, nie znam się na tym.
-Jeśli jest cień szansy na to, żebym mógł zostać dawcą szpiku to zrobię to. Chyba nie chcesz jej zabrać szansy na życie?- tak  jak zabrałaś nam szansę na miłość, szczęście.
-Mamusiu…- spoglądamy na łóżko. Blada twarzyczka Michasi nabiera wesołego wyrazu. Czuję na sobie jej wzrok i jestem zdziwiony, że się nie boi. Nie zna mnie przecież…
-Pani Blanko, mogę panią prosić?- Matysiak wchodzi do sali, a Blanka nie wie co zrobić.
-Idź, ja z nią zostanę.- waha się, ale przystaje na to. Będąc na korytarzu spogląda w naszą stronę.
-Jak się nazywasz?- jej cieniutki głosik chwyta mnie za serce. Siadam na taborecie obok łóżka i chowam jej rączkę w swojej dłoni.
-Michał Kubiak.-  z ledwością wypowiada każde słowo i widać, że trudność sprawia jej każdy oddech.
-Słyszałam o panu. Chyba Cichy Wujek o panu mówił.- uśmiecham się do małej. Musi być dobrze zorientowana w sprawach polskiej siatkówki mimo trzech latek. Widzę, że z ledwością powstrzymuje powieki przed ponownym opadnięciem. Po chwili zasypia. Wyczekująco patrzę czy jej klatka piersiowa unosi się do góry. Oddycham z ulgą, kiedy dostrzegam rytmiczny ruch kołdry. Nakrywam ją szczelniej i głaskam po główce.
-Michał to prawda, że chcesz być dawcą?- w sali pojawia się Matysiak, za nim wchodzi Blanka. To wszystko jest jeszcze bardziej skomplikowane niż mi się wydaje. Mam przed sobą byłą dziewczynę, przyszłego teścia, a za plecami niewinne dziecko, którego chce pomóc.
-Jeśli tylko byłaby taka możliwość to chciałbym pomóc.- mówię pewnie.
-Pozwól na chwilę.- Blanka zajmuje miejsce obok łóżka Michaliny, a ja z Matysiakiem wychodzę na korytarz.
-Nie uważasz, że to szaleństwo z twojej strony? Jesteś sportowcem i każda ingerencja w twój organizm może mieć nieprzewidziane skutki. Nie jesteś rodziną, choć rozumiem, że chcesz pomóc znajomej.- zaciskam nerwowo pięści. Jacy oni wszyscy są powierzchowni i egocentryczni. Czym jest moja siatkarska kariera w porównaniu z niewinnym życiem Michaliny?
-Pan nie uważa, że jej życie jest ważniejsze?- oboje spoglądamy przez szybę w głąb sali. Blanka głaska małą po okrytej chustką główce i trzyma za rękę. Nie wiem kto jest ojcem, ale nie pojmuję dlaczego go teraz z nimi nie ma.
-Może powinieneś porozmawiać o tym z Judytą?- uśmiecham się ironicznie i kiwam z dezaprobatą głową. To, że się żenię nie oznacza, że nie mogę o sobie decydować. To moje życie, mój szpik i moja decyzja.
~*~
Wściekasz się, bo Michał miał być w mieszkaniu już dobre dwie godziny temu. Data ślubu zbliża się nieuchronnie, a on zachowuje się tak, jakby nie miało to dla niego żadnego znaczenia. Nie interesuję go szczegóły związane z uroczystością, wszystko jest na twojej głowie, ale jesteś w stronie poświęcić wiele, byleby tylko siatkarz stanął z tobą przy ołtarzu. Codziennie odgrywasz szopkę, którą chcesz pokazać jak bardzo ci na nim zależy i jak strasznie pragniesz waszego dziecka. Prawda jest taka, że chcesz się ustawić do końca życia, a dziecko wcale nie jest Michała... Zostawiłaś go we Włoszech, bo zupełnie nie mogłaś się tam odnaleźć. Brak znajomości języka robił swoje, a Michał nie mógł być przy tobie cały czas. Zbuntowała się i wróciłaś do Polski, gdzie oddałaś się szaleństwo imprez. Spotkałaś starego przyjaciela, z którym bawiłaś się przez jedną noc. Cztery tygodnie później okresowe badania wykazały, że jesteś w ciąży. Odegrałaś scenę płaczu przed Michałem, prosząc go, by zaopiekował się tobą i dzieckiem. Dobrze wiedziałaś, że stanie na wysokości zadania, bo taki właśnie taki jest. Sprawy ze ślubem potoczyły się lawinowo. Rodzice byli zachwyceni, a Michał z miejsca pokochał dziecko, nie mając świadomości, że to nie jego potomek. Początkowo czułaś się źle z tym kłamstwem, ale każdy kolejny dzień sprawiał, że sama zaczynałaś wierzyć, że to jego dziecko. W końcu przychodzi do Ciebie, ale rzuca tylko krótkie „hej” i po chwili znika w łazience. Z łazienki słyszysz szum wody, co jest oznaką branego przez niego prysznicu. Chcesz zrobić mu niespodziankę kulinarną i przyrządzasz jego ulubione naleśniki z czekoladą. Jesteś gotowa, by podać kolacje, kiedy w drzwiach pojawia się Michał z torbą podróżną i głosem bez emocji oznajmia:
-Idę do szpitala na dwa dni. Chcę oddać dla kogoś szpik kostny.- wypuszczasz talerz z naleśnikami i zanosisz się płaczem, bo nawet nie zapytał cię o zdanie. Przyszedł, powiedział co zamierza i wyszedł…

~*~
Wiem, że w normalnej sytuacji Michał od razu by się zorientował, że Michalina to jego córka,ale nie zapominacie, że czytacie banały spod mojej ręki, a ja lubię naginać rzeczywistość. 
Z boku pojawia się zakładka "INFORMACJA". Kto zainteresowany, zostawia tam swoje gadu-gadu. 
Trochę też źle się z tym czuję, że poniekąd naruszam prywatność między innymi Bartka i jego dziewczyny, ale ona w realu podobno ma na imię Natalia, choć ja byłam święcie przekonana, że Ania i do pewnego czasu właśnie pod tym imieniem funkcjonowała w mojej głowie, a już na pewno wtedy, gdy zaczynałam pisać cień. To tak dla zaspokojenia wyrzutów sumienia :)
Pozdrawiam i do napisania :***

wtorek, 5 marca 2013

2...


Budzę się kilka minut po 8. Judyta obejmuje mnie w pasie, czym uniemożliwia jakikolwiek ruch. Nie chcę jej budzić, więc czekam aż ona pierwsze podniesie się z łóżka. Wpatruję się w jej twarz i zastanawiam  jak będzie wyglądało nasze wspólne życie po ślubie. Będę grał, zarabiał na dom, a Judyta zajmie się domem i dzieckiem. Nie liczę na to, że będę miał ciepłe obiadki czy wyprasowane koszulki treningowe. Judyta nie z tych, które lubią takie zajęcia. We Włoszech dwa razy w tygodniu przychodziła specjalnie zatrudniona do tych czynności kobieta. Matysiak lubi wydawać pieniądze na to, co mogłaby zrobić sama.
-Kochanie…- mruczy pod nosem i przekręca się na drugi bok. Mogę opuścić łóżko. Zakładam szlafrok i udaję się do łazienki. Na korytarzu mijam uśmiechniętą teściową, w kuchni siedzi teść. Jednym słowem wszyscy razem tworzymy „szczęśliwą rodzinkę”. Wchodzę do łazienki, zatrzaskuję drzwi i wreszcie czuję się sobą. Tu nie muszę udawać szczęśliwego Michała. Rzucam szlafrok i wchodzę do kabiny. Zimne krople czuję na twarzy, karku i plecach. Prysznic nie trwa wiecznie. Wycieram ciało puszystym ręcznikiem i zabieram się za golenie. Mam tu wszystkie swoje przybory, osobną półkę w łazience i miejsce przy stole. Mimo to czuję się tu obco. Całe szczęście, że w Żorach zaczniemy od zera. Na ogoloną twarz wrzucam uśmiech z serii tych, które narzeczona chce oglądać. Wychodzę za łazienki i słyszę zaproszenie na śniadanie. Siadam na swoim miejscu przed talerzem kanapek z tym co lubię. Wiedzą o mnie wszystko, a mimo to jest mi tu źle.
-Muszę wychodzić. Dziś czeka mnie ważne konsylium.-ojciec Judyty jest lekarzem. Podziwiam go, mimo że tak strasznie cała rodzina Matysiaków działa mi na nerwy.
-Znów ta dziewczynka?- na pytanie żony twierdząco kiwa głową. Dla przyzwoitości także zabiorę głos.
-Ciężki przypadek tak?- karcę się w myślach za tak idiotyczne pytanie. Matysiak senior na swoim oddziale ma same beznadziejne przypadki. Jest ordynatorem na onkologii dziecięcej.
-Beznadziejny. Potrzebny jest przeszczep, a dawców brak. Matka ma za sobą długotrwałe leczenie serca i nie można jej narażać.- mimowolnie się prostuję. Moja Blanka miała problemy z sercem.
-A ojciec?- kolejne pytanie pani Alicji.
-Nie uczestniczy w jej życiu. Chciałbym tak strasznie jej pomóc, bo to złota dziewczynka. Apropo dzieci. Michał pamiętaj, że dziś jesteście umówieni na kontrolne USG.- kiwam głową. Ta wizyta jako tako trzyma mnie w ryzach.
-Witam rodzinkę i mojego przyszłego męża.- Judyta całuje mnie czule, tak jakby manifestując naszą miłość. Nie lubię tego, dlatego odrywam się od niej i mówię najmilej jak tylko potrafię.
-Witaj.- nie stać mnie na nic innego. Widzę jakie porcje układa na swoim talerzu i szczerze uśmiecham się pod nosem. Maleństwo ma apetyt po mnie. Podnoszę się od stołu i podążam do sypialni. Wyciągam ze spodni komórkę. Jeżdżę palcem po ekranie i do głowy nie przychodzi mi nic innego, jak tylko rozmowa ze Zbyszkiem. Po kilku sygnałach odbiera zaspany i jakiś podenerwowany. Nie zaprzątam mu zatem głowy swoimi problemami. Wymyślam na poczekaniu pretekst próby kontaktu. Rozmawiamy chwilę. Znów ze wszystkim jestem sam. Szukam w kontaktach innego powiernika. Bartuś? Nie. On gotów przyjechać i zlinczować Judytę za to, że jej osoba jest powodem kiepskiego stanu mojej psychiki. Może Cichy? Naciskam zieloną słuchawkę. Po głosie poznaję, że z jego nastrojem wszystko w porządku. Zalewam go swoimi żalami. Jestem bliski płaczu, a po drugiej stronie słyszę kilka cennych, ale niestety niewykonalnych rad. Na koniec Piotrek zapewnia, że mogę na niego liczyć. Dziękuję mu serdecznie i rozłączam się. Przynajmniej jest mi lżej.
-Kochanie pośpiesz się, za chwilę wychodzimy!- nie protestuję. Może na powietrzu poczuję się lepiej.

~*~

Jesteś w szpitalu kolejną noc. Zastanawiasz się jak to możliwe, że masz jeszcze siłę, by trzymać się na nogach. Spoglądasz na twarz córki i odnajdujesz źródło swojej siły. To maleńka szatynka, która kurczowo trzyma się twojej dłoni. Ma trzy latka i widmo tego, że nie dożyje kolejnej wiosny. Już nie płaczesz, bo nie masz łez. Starasz się być silna, choć od środka powoli rozpadasz się na kawałki. Chciałabyś być na jej miejscu i przejąć na siebie białaczkę. Niestety nie możesz tego zrobić. Możesz się tylko modlić, by znalazł się dawca. Obwiniasz się za to, że nie stać cię na wyleczenie własnego dziecka. Odsuwasz się na bok, kiedy w sali pojawia się sztab medyczny. Kiedyś chciałaś być jedną z nich. Dziś marzysz tylko o wyleczeniu córki. Słuchasz kolejny raz tych samych, utartych w przypadku niej schematów.
-Tylko przeszczep może ją uratować. Pani Blanko, może potrafi pani skontaktować się z ojcem Michalinki?- spuszczasz wzrok. Jest ci wstyd, że Michalina nie zna swojego ojca, a on nie ma o niej pojęcia.
-To jedyna szansa.- twoje samopoczucie sięga dna. Patrzysz na córeczkę i wiesz, że zrobisz to. Zrobisz wszystko, by była zdrowa.
-Spróbuję.- widzisz poświatę uśmiechu na twarzy ordynatora. Kiedy wychodzą, siadasz z powrotem na swoim miejscu i chwytasz dłoń Michaliny. Dostrzegasz, że powoli zasypia. Jest zmęczona. Całujesz jej czoło i wychodzisz na korytarz. Sięgasz po telefon i dzwonisz. Nie do Michała, do Zbyszka.
-Spotkam się z nim.- rzucasz krótko i zwięźle. Oni wszyscy wiedzą jaka jest prawda. Mówią ci, że Michał też powinien wiedzieć. Decydujesz się na ten krok tylko i wyłącznie ze względu na dziecko. Zbyszek jest zadowolony. Obiecuje przyprowadzić Michała do szpitala. Zastanawiasz się jak poprosisz go o pomoc, jak powiesz mu o Michalinie. Może Zbyszek to zrobi? Nie, bo on i tak wystarczająco ci już pomógł.
-Pani Blanko zabieramy małą na badania.- kiwasz głową i wychodzisz. Potrzebujesz prysznicu, snu lub mocnej kawy. Przemierzasz szpitalne korytarze, by znaleźć się w bufecie. Musisz przemierzyć oddział ginekologiczno-położniczy. Słyszysz płacz płynący z dziesiątek małych gardziołków i wrzask rodzącej kobiety. Przypominasz sobie swój poród. Chociaż nie, ty miałaś cesarskie cięcie. Chwytasz za klamkę głównych drzwi i czujesz, że ktoś próbuje otworzyć je z drugiej strony. Ustępujesz i czekasz aż otworzy je ktoś inny, a ty przy okazji przemkniesz na drugą stronę. Podnosisz głowę i nie wierzysz. Chcesz się uszczypnąć, ale nie wierzysz, że to przewidzenie. On jest blisko. Czujesz jego zapach. Widzisz go, ale i zakłopotanie szatynki trzymającej go za rękę. Wydaje ci się, że czas stanął w miejscu.
-Misiek chodź.-przypominasz sobie jak to ty tak do niego mówiłaś. Odprowadzasz ich wzrokiem, by po chwili pospiesznie stamtąd pójść. Opierasz się o ścianę i zjeżdżasz w dół. Sięgasz po telefon i znów dzwonisz do Zbyszka.
-Michał będzie miał dziecko?- nie słyszysz odpowiedzi. Nalegasz i w końcu ją słyszysz. 
-Tak Blanka. Za dwa tygodnie bierze ślub, ale…- reszty nie słuchasz. Wiesz, że twoja córeczka będzie musiała poczekać na innego dawcę, bo Michał należy do kogoś innego. Zalewasz się łzami choć wiesz, że to nie pomoże. Michalinka jest silna i wierzysz, że wytrzyma. Musisz wierzyć…

~*~

Czekam aż ktoś pomoże zrozumieć mi to, co miało miejsce kilka chwil wcześniej. Przed oczami stoi obraz Blanki, choć tyle czasu walczyłem sam ze sobą, by ten obraz wymazać z pamięci. Wstaję, kiedy lekarz pojawia się na korytarzu i wchodzę do gabinetu. Judyta jest już przygotowana do USG, więc i ja siadam obok niej. Lekarz jeździ głowicą po jej brzuchu, co i raz wskazując palcem na ekran monitora.
-Chcą poznać państwo płeć dziecka? Myślę, że jestem to już w stanie zdiagnozować.- widzę jak Judyta ochoczo kiwa głową. Podzielam jej entuzjazm, mimo że w tym momencie nic nie jest w stanie skupić mojej uwagi.
-Zdrową i silną dziewczynkę powitacie państwo na świecie za cztery miesiące.- córeczka? Moje marzenie spełniło się. Zawsze chciałem mieć córkę. Z Blanką ustaliliśmy nawet imiona. Jakie propozycje szykuje dla mnie Matysiak? Nie mam pojęcia. Pomagać Judycie wytrzeć lepki żel z jej brzucha, by po chwili zostać wyproszonym z gabinetu. Nie rozumiem tego, przecież jestem ojcem i w niedalekiej przyszłości mężem. Posłusznie jednak wychodzę i siadam na krzesełku. W oczekiwaniu na narzeczoną dzwonię do Zbyszka.
-Wiesz co się dzieję z Blanką?- nie silę się na zbędne powitania, bo jesteśmy na takim etapie, że jest to niepotrzebne. W odpowiedzi na swoje pytanie słyszę kilka wymijających zdań.
-Zbyszek wiesz czy nie?- stawiam sprawę jasno i stanowczość opłaca się. Bartman mówi, że mogę szukać Blanki na oddziale onkologii… dziecięcej. Bez pożegnania rozłączam się i chowam twarz w dłonie. Judyta siada obok mnie i wtula w moje ramię.
-Chciałeś mieć córeczkę i masz. Już nawet wiem jak damy jej na imię.- ja teraz zastanawiam się co dzieje się z dzieckiem brunetki. Czy też ma córeczkę o której marzyła?
-Misiek słuchasz mnie?- kiwasz głową. Mówiła coś o swoim pomyśle na imię.
-Jakie to imię?
-Odetta, Odetta Kubiak.- krzywię się. Moja pierwsza córka miała mieć na imię Michalina Blanka…

~*~
Także tego...tak to się przedstawia na chwilę obecną, że z innymi opowiadaniami jestem w lesie, bo kolejny raz los dał mi pstryczka w nos i bestialski sposób wszystkie moje zapasy rozdziałów zniknęły z komputera. Może nie wszyscy wiedzą, ale już po raz trzeci w niewielkim odstępie czasu. Nie poddam się, ale musicie trochę uzbroić się w cierpliwość i wziąć poprawkę na to, że w moim przypadku odtworzone rozdziały są do d...kitu chciałam powiedzieć. Jeśli chodzi o cień nadziei to mam szczęście, że wszystko mam w zeszycie oprócz czasu na przepisywanie. Nauczycielom w szkole po feriach poprzestawiała się w dupach i myślą, że jak oni naładowali swoje baterie, to inni też mają podobnie. Co oni nie wiedzą, że jest sezon plusligi i człowiek o mały włos nie schodzi na zawał przed telewizorem czy zwykłą relacją "punkt po punkcie"? W ten oto sposób chce nawiązać do wczorajszego meczu rozstrzygającego awans do półfinału i z tego oto miejsca gratuluję Resovii i ich kibicom. Ja ze swojej Skry i tak jestem już dumna(może nie z wszystkich zachowań, ale zawsze), a Sovii życzę dalszych sukcesów. Dla mnie na chwilę obecną półfinałowe zmagania są tylko i wyłącznie okazją do obserwacji czystej gry, bez większej dawki emocji. Komu będę kibicować? Mam swojego cichego faworyta i napiszę Wam po ostatnim gwizdku sezonu 2012/2013.
Nie wiem skąd u mnie ten monolog, ale ostatnio u mnie w domu nie ma nikt głowy do sportu, więc Wy musicie czytać moje spostrzeżenia. Jeśli chodzi o bloga, to notki będą się pojawiać regularnie co dwa tygodnie we wtorek. Pytanie do Was następujące czy mam docierać z powiadomieniami czy dacie radę dotrzeć " na własną rękę"?
2. z dedykacją dla Caroline. Za co ? Za to, że po raz pierwszy od bardzo dawna miałam okazję czytać coś, od czego nie mogłam się oderwać. Jeśli Ty jesteś uzależniona od moich opowiadań, to nie wiem jak mam nazwać to, co ja czuję czytając anielską perwersję :)))
Pozdrawiam i do napisania za dwa tygodnie :***